WŁĄCZ:
- Proszę, zostaw mnie - wierciłam się gwałtownie.
- Nie - wyszeptał gładząc moje plecy.
Nie protestowałam. W głębi pragnęłam czyjejś bliskości, kogoś komu będę mogła się wyżalić ze wszystkich niesprawiedliwości tego świata. Wypłakać, wykrzyczeć i się uspokoić. Kogoś dla kogo pomimo mojego trudnego charakteru będę częścią życia. Najzwyczajniej miałam dość już tego wszystkiego. Na marne składałam te obietnice, skoro ani jednej nie dotrzymałam.
- Andżelika, spójrz na mnie - podniósł mój podbródek ku górze, lecz nadal uciekałam wzrokiem na wszystkie możliwe kierunku - Panno Consalida! - powiedział nieco głośniej i objął mą twarz swymi ogromnymi dłońmi.
Zmuszona spojrzałam na jego zielone tęczówki, to był błąd. Momentalnie w nich zatonęłam, przewiercały mnie od środka, a co najgorsze, działały jak magnes. Cholera, czemu tak się dzieje? Niestety, moje przemyślanie zostały zakończone przez Zbyszkowy ton głosu.
- Nie wnikam w to, co się dzieje w twoim prywatnym życiu, bo to nie moja sprawa. Może, kiedyś jak mi zaufasz uchylisz rąbek tajemnicy - uniósł lekko prawy kącik ust po czym opuszkami palców starł gorzkie łzy z mych policzków - Nie pozwolę Cię nikomu skrzywdzić, a także płakać - pogroził palcem, na co się zaśmiałam, brawo Zibi ! - Jesteś moim, to znaczy naszym kochanym maleństwem - spojrzał głęboko w oczy.
W zielonych tęczówkach siatkarza pojawiły się radosne iskierki, które jak natchnione migotały, sprawiając, że w moim brzuchu działy się nie spotykane rzeczy. Człowieku, dziękuję Ci, ale odejdź - pomyślałam. Tylko zmrużyłam oczy, a czubki naszych nosów się stykały. Jednakże, Zet Be Dziewięć dążył dalej. Jego oddech łaskotał przyjemnie mój policzek, do którego stopniowo dopływała zbyt duża ilość krwi. Nadal, nie spuszczając ze mnie wzroku przygryzł delikatnie wargę. Dzieliły nas dosłownie milimetry, gdy odchyliłam swą twarz w prawo.
- Zbyszku, nie powinieneś iść na śniadanie? - zerknęłam na zegarek - Za piętnaście minut mamy trening.
- Ttak, już idę - wyjąkał, jakby stracił język w gębie.
- Smacznego - uśmiechnęłam się i pędem pobiegłam do pokoju, aby przygotować się do treningu.
Spalskie dni, mijały bardzo szybko, aczkolwiek w miłej atmosferze. Na każdym kroku Igła starał się mnie pocieszyć, natomiast Bartman nie wracał do sytuacji, która miała miejsce przed miesiącem. Moja dyspozycja na ataku była coraz lepsza, czego sam trener Anastasi mi gratulował. Codzienne seanse filmowe i poker skutecznie mnie męczyły, lecz hardo trenowałam. Od czasu do czasu mieliśmy jakiś lajtowy dzień, który był zazwyczaj przeznaczony na wycieczki.
Nadszedł czwarty maj, dzień moich urodzin. Stałam się dwudziestodwuletnią kobietą . Czy zobaczyłam jakąś różnicę? Otóż nie, nadal miałam stroskane oczy, często wory pod oczami, włosy spięte w kucyk. Jedynie, to została zdarta jedna kartka z kalendarza, która była różnicą. Na moje szczęście siatkarze nie wiedzieli, kiedy mam urodziny, dlatego postanowiłam, iż ten będzie taki sam jak zawsze. Rano śniadanie, później trening z siłownią, obiad i kolacja. O dziwo, drugi trening nam odpuszczono, co jakoś nie ruszyło siatkarzy. Spodziewałam się jakiegoś wybuchu radości, a zobaczyłam tylko znaczące spojrzenia.
- Ubierz się dzisiaj ładnie, bo idziemy na kolację z prezesem Przedpełskim - przerwałam Dzikowi.
- Ale po co ja mam iść?
- Przekazuję tylko to, co mi powiedziano. O dwudziestej w recepcji - puścił oczko, a następnie się ulotnił.
O co chodzi? Wszyscy od rana jakoś podejrzanie się zachowują, a teraz ta kolacja. Po kija, im jestem tam do szczęścia potrzebna. Jednakże, poszłam wziąć kąpiel. Wsmarowałam w siebie balsam, nałożyłam podkład, oczy podkreśliłam eye linerem, a usta pociągnęłam błyszczykiem. Włosy lekko pofalowałam zostawiając je opadające bezwładnie na ramiona. Po długiej burzy mózgów, postanowiłam założyć na siebie miętową sukienkę i szpilki w kolorze nude. Na koniec spryskałam się ulubionymi perfumami i łapiąc kopertówkę zeszłam na dół. Dwudziesta pięć, a nikogo nie ma. Nagle, ktoś zakrył mi oczy dłonią.
- Chodź - powiedział, jak obstawiam Zbyszek.
Szłam stawiając ostrożnie kroki.
- Gdzie idziemy, przecież prezes się zezłości - mruknęłam.
Odpowiedziała mi jedynie głucha cisza i skrzypnięcie drzwi. W powietrzu zawisło wiele znakomitych zapachów, a moja cierpliwość sięgała apogeum.
- Sto lat! - odsłonięto mi oczy.
Ukazała mi się banda porypańców ubranych w koszule i eleganckie spodnie. Na mych ustach rozkwitł ogromny uśmiech, pomimo zdziwienia. Po skończeniu fałszowania zapytałam:
- Skąd wiedzieliście, że mam dzisiaj urodziny?
- Ma się wtyki, w końcu - wszyscy jak jeden mąż wytknęli mi języki.
- Pff.. - zaśmiałam się.
Ustawiła się kolejka z życzeniami na czela z Andreą Anastasi i Andreą Gardinim. Śmiechu było co nie miara, a prezentów jeszcze więcej. Na samym końcu spotkałam się oko w oko z Bartmanem.
- A więc tak.. - rozpoczął - Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Dużo zdrowia, szczęścia, pomyślności, wytrwałości, żadnych kontuzji, wszelakich sukcesów i niezapomnianej miłości, miśka - ostatnie słowa wypowiedział spoglądając prosto w moje tęczówki.
- Dziękuję, Zbysławie.
- Jak ty mnie nazwałaś? - spytał robiąc groźną minę.
- Zbysław - zaśmiałam się, czego od razu pożałowałam, ponieważ wyżej wymieniony osobnik uniósł mnie w powietrzu i zaczął okręcać wokół własnej osi.
- Przestań - zapiszczałam, gdy zakręciło mi się w głowie.
Postawił mnie na ziemi, a ja zawiesiłam ręce na jego szyi. Oboje się uśmiechnęliśmy i podeszliśmy do stołu biorąc kieliszki z szampanem. Znieśliśmy toast i rozpoczęła się balanga.
- Otwórz prezenty - zawołali chórem.
Rozrywałam papiery ozdabiające raz większe, a raz mniejsze paczuszki. Dostałam Mikasę z autografami wszystkich siatkarzy, karnet na wszystkie mecze Ligi Światowej, koszulkę z reprezentacji z numerem dziewięć i moim nazwiskiem, a także duży album, który został w części zapełniony naszymi zdjęciami i "Igłą Szyte" z udziałem mej skromnej osoby.
- Dziękuję - ucałowałam każdego.
- Jeszcze ja - upomniał się Zbyś, który wręczył mi pakunek.
Moim oczom pojawiła się jego koszulka reprezentacyjna.
- Widzę Cię w niej na meczach - puścił oczko - Sprawdzaj dalej.
Do ręki wzięłam bransoletkę, na której zawieszono Mikasę, numer dziewięć, literkę Z i A, kamerę i bramkę. Od razu przytuliłam go do siebie.
- Nie musiałeś - spojrzałam na niego z wyrzutem.
- Chciałem - poczochrał mnie i bez zawahania zapiął mi biżuterię.
Nie spodziewałam się tego, że siatkarze są tacy kochani i zadbali o moją pamięć. Nie opuszczali mnie ani na krok, nawet wtedy, jak AA poinformował nas o tym, że jutro mamy dzień wolny. Alkohol lał się strumieniami, co nie było wskazane w naszym przypadku, ale urodziny ma się tylko jeden raz w roku.
- Młodzieży, ruszamy na parkiet - zawołał Igła.
Wirowałam z każdym siatkarzem. Co jak co, ale kocie ruchy to oni mają, czego mógłby im pozazdrości niejeden facet. Gdy wpadłam w ramiona Zbyszka poleciała jakaś powolna piosenka. Z mordem w oczach spojrzałam na Winiara, który był Dj'em , ale ten tylko wzruszył ramionami bezczelnie się uśmiechając. Mężczyzna przyciągnął mnie do siebie, rękoma objął w talii, natomiast moje zawisły na jego karku. Głowę oparłam na jego torsie tańcząc do smętnej muzyki. Co chwilę szeptał mi do ucha, ale dla mnie czas się zatrzymał, a bodźce świata zewnętrznego na mnie nie działały..
Dobry deń, dobry deń ! : D
Rozdział o dziwo pojawił się aż za szybko, ale z tego faktu, zapewne jesteście zadowoleni. Przewinęłam akcję, ponieważ nie zamierzałam się rozczulać nad spalskimi męczarniami. Na samym dole bloga znajduje się tablica informacyjna, w której umieszczam najważniejsze newsy, daty dodania nowego rozdziału, etc.
Czy tylko u mnie jest tak gorąco? :x Jak tak dalej pójdzie to wykorkuję się na Jowisza i tyle. Jednakże, jutro w tym upale będę oglądać mecz NASZYCH. Bo czego się, przecież nie robi dla Złotopolskich? :)
Już tylko 8 dni, a tak na serio to 6 . :D
Viva la WAKACJE ! ^^
- Zbysław - zaśmiałam się, czego od razu pożałowałam, ponieważ wyżej wymieniony osobnik uniósł mnie w powietrzu i zaczął okręcać wokół własnej osi.
- Przestań - zapiszczałam, gdy zakręciło mi się w głowie.
Postawił mnie na ziemi, a ja zawiesiłam ręce na jego szyi. Oboje się uśmiechnęliśmy i podeszliśmy do stołu biorąc kieliszki z szampanem. Znieśliśmy toast i rozpoczęła się balanga.
- Otwórz prezenty - zawołali chórem.
Rozrywałam papiery ozdabiające raz większe, a raz mniejsze paczuszki. Dostałam Mikasę z autografami wszystkich siatkarzy, karnet na wszystkie mecze Ligi Światowej, koszulkę z reprezentacji z numerem dziewięć i moim nazwiskiem, a także duży album, który został w części zapełniony naszymi zdjęciami i "Igłą Szyte" z udziałem mej skromnej osoby.
- Dziękuję - ucałowałam każdego.
- Jeszcze ja - upomniał się Zbyś, który wręczył mi pakunek.
Moim oczom pojawiła się jego koszulka reprezentacyjna.
- Widzę Cię w niej na meczach - puścił oczko - Sprawdzaj dalej.
Do ręki wzięłam bransoletkę, na której zawieszono Mikasę, numer dziewięć, literkę Z i A, kamerę i bramkę. Od razu przytuliłam go do siebie.
- Nie musiałeś - spojrzałam na niego z wyrzutem.
- Chciałem - poczochrał mnie i bez zawahania zapiął mi biżuterię.
Nie spodziewałam się tego, że siatkarze są tacy kochani i zadbali o moją pamięć. Nie opuszczali mnie ani na krok, nawet wtedy, jak AA poinformował nas o tym, że jutro mamy dzień wolny. Alkohol lał się strumieniami, co nie było wskazane w naszym przypadku, ale urodziny ma się tylko jeden raz w roku.
- Młodzieży, ruszamy na parkiet - zawołał Igła.
Wirowałam z każdym siatkarzem. Co jak co, ale kocie ruchy to oni mają, czego mógłby im pozazdrości niejeden facet. Gdy wpadłam w ramiona Zbyszka poleciała jakaś powolna piosenka. Z mordem w oczach spojrzałam na Winiara, który był Dj'em , ale ten tylko wzruszył ramionami bezczelnie się uśmiechając. Mężczyzna przyciągnął mnie do siebie, rękoma objął w talii, natomiast moje zawisły na jego karku. Głowę oparłam na jego torsie tańcząc do smętnej muzyki. Co chwilę szeptał mi do ucha, ale dla mnie czas się zatrzymał, a bodźce świata zewnętrznego na mnie nie działały..
Dobry deń, dobry deń ! : D
Rozdział o dziwo pojawił się aż za szybko, ale z tego faktu, zapewne jesteście zadowoleni. Przewinęłam akcję, ponieważ nie zamierzałam się rozczulać nad spalskimi męczarniami. Na samym dole bloga znajduje się tablica informacyjna, w której umieszczam najważniejsze newsy, daty dodania nowego rozdziału, etc.
Czy tylko u mnie jest tak gorąco? :x Jak tak dalej pójdzie to wykorkuję się na Jowisza i tyle. Jednakże, jutro w tym upale będę oglądać mecz NASZYCH. Bo czego się, przecież nie robi dla Złotopolskich? :)
Już tylko 8 dni, a tak na serio to 6 . :D
Viva la WAKACJE ! ^^
Enjoy, honey . : D
Ale świetna niespodzianka! :) A prezenty fenomenalne, szczególnie ta bransoletka od Zbyszka... Jestem ciekawa, co z nimi dalej :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i dziękuję za komentarze :*
Bo my w końcu lubimy romantycznego Zbysia, co nie? :DD
UsuńZobaczymy, zobaczymy .
Jeśli jutro Polacy wygrają to wstawię dwa rozdziały w bonusie !^^ Więc proszę trzymać kciuki . XD
Trzymaj się .:*
Ej, dlaczego ja dopiero teraz tego bloga przeczytałam? ;o Nieważne, w każdym razie zajęło mi to dosłownie kilkanaście minut i pochłonęłam wszytko na raz. Fajnie piszesz, bardzo lekko się czyta, podoba mi się :D
OdpowiedzUsuńRelacje pomiędzy Andżeliką a Zbyszkiem idą ku dobremu i czuję, że w przyszłości połączy ich coś więcej.
Jest zdecydowanie ZA GORĄCO. A w autobusach to już chyba powyżej 40 stopni (nie, wcale nie byłam bliska oparzenia się rozgrzaną prze słońce, metalową poręczą, nie XD)
O, a ja tylko 4 dni szkoły :D
Pozdrawiam, czekam na kolejny i w ogóle :*
+jeżeli masz ochotę, to zapraszam na wstręt pierwszy :) gorzka-prawda-rozczarowan.blogspot.com
Dzięki za miłe słowa ! :D
UsuńKto wie, kto wie?
Miałam identycznie w autobusie, te poręcze wcale nie są gorąco . XD
Również pozdrawiam . : *
Właśnie ze zniecierpliwieniem czekałam na ten pierwszy rozdział . ; )
Ładnie :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się twoje opowiadanie, mówię szczerze :)
Informuj mnie o nowych rozdziałach na twitterze jeśli możesz @zuzamiller :)
// Aleksowaa <3
http://bydgoszczczybelchatow.blogspot.com/
Dziękuję . : D
UsuńJasne, jasne.. Mam zamiar założyć twittera, więc jak co to napiszę . ; )
Dzięki :) Póki co informuj mnie na blogu, po prostu. :)
Usuń// Aleksowaa <3
http://bydgoszczczybelchatow.blogspot.com/
Okej. : D
UsuńCzy to jest ten sam blog co ten http://my-opportunities-in-volleyball.blogspot.com/ ?
OdpowiedzUsuńTak. Cassidy i Ciruela to jedna osoba. Po prostu go przeniosłam, bo nie miałam czasu, aby dodawać rozdziały, a później blogger robił mi psikusy. Ostatecznie jednak pozmieniałam nieco fabułę . ; p
UsuńZapraszam do siebie tu http://kolejna-trudna-decyzja.blogspot.com/ i na coś nowego http://powrot-do-rzeczywistosci.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńW wolnym czasie gdybyś zajrzała było by mi bardzo miło. A jak zostawiła byś opinie była bym prze szczęśliwa :)
Jak tylko znajdę czas to z pewnością odwiedzę . ; )
UsuńU mnie szesnasty rozdział :) http://volleyball-love-story-zb9.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń